Skoro święta już za nami, zapraszam ponownie do mojego dworku.
- Myślisz o tym samym co ja? Zapytałam
zamykając na skobel drzwi od piwnicy.
- Oczywiście! Biegnij po gin.
- Ale czy to nie za wcześnie? Jest
dopiero 12 godzina – powiedziałam.
- Czy to ma jakieś znaczenie, jaka
godzina? Siostra zastanów się. Kolejne odkrycie w twoim dworku, więc nie możemy
tam zajrzeć zanim, nie wypijemy za nasze szlachcianki – stwierdziła Lucyna,
poganiając mnie gestem ręki, bym nie marudziła.
- No dobrze, już idę. Tylko jak tak
dalej pójdzie, to wpadniemy w nałóg, hehe. Mam tylko cichą nadzieję, że to już
ostatnia niespodzianka. Dlatego - jak to mówi mój sąsiad – piwo z rana jak
śmietana, a ja powiem – dwunasta wybije, za szlachcianki gin wypiję! Hej!
Gdy wróciłam do zagajnika, ze
szklaneczkami ginu z tonikiem i kostkami lodu, Lucyna siedziała przy stole i
wycierała chusteczką, pokryty kurzem i pajęczyną tajemniczy pamiętnik.
- To za Antoninę i Konstancję –
powiedziałam do siostry, podnosząc pokrytą szronem, szklaneczkę z gorzkim
trunkiem.
- No... Teraz tam zajrzyjmy. Lucyna
odstawiła gin i otworzyła pamiętnik na pierwszej stronie.
Pięknym wykaligrafowanym pismem,
wyblakłym w niektórych miejscach, ktoś
napisał te słowa.
*
Choćbym miała poświęcić całe swoje życie, muszę go odnaleźć*
- Myślę siostra, że przeniesiemy się
do salonu. Tu jest za głośno.
- Też tak myślę – stwierdziła Lucyna i
podążyła za mną do domu.
Ulokowałyśmy się wygodnie na sofie.
- Mogę czytać na głos? Zapytała
Lucyna.
- Tak będzie lepiej, bo ja jestem za
bardzo zdenerwowana – powiedziałam.
Jedno było już pewne. Pamiętnik
należał do Konstancji. Dlaczego go ukryła w ścianie? Przed kim chowała swoje
zapiski? Te pytania nie dawały nam spokoju.
Żeby się tego dowiedzieć, musiałyśmy
poznać jego zawartość.
- Lucyna, czy mamy prawo to czytać?
Zapytałam, kiedy siostra otworzyła pamiętnik na pierwszej stronie. Skoro Córka
Antoniny go ukryła, to miała jakiś powód. Czy mam rację?
-
Nie masz racji. Ona go schowała wtedy przed kimś z otoczenia. Widocznie
nie chciała, by ktoś poznał jego treść. Teraz jest w naszych rękach i myślę, że
powinnyśmy się dowiedzieć dlaczego tak postąpiła.
- Skoro tak sądzisz, to poznajmy tą
tajemnicę – powiedziałam.
Data pierwszego wpisu sugerowała nam,
że Konstancja miała jakieś szesnaście lat, kiedy umieściła w pamiętniku
pierwszy wpis.
Żal mi matki i wstydzę się swojego
zachowania, ale mam prawo wiedzieć coś o moim ojcu. Kiedy byłam małą
dziewczynką, unikała tego temat. Teraz nadszedł czas, bym poznała całą prawdę.
Dzisiejsza rozmowa z matką nie przyniosła rezultatów, ale mam nadzieję, że w
końcu powie mi całą prawdę.
- Poczekaj Siostra, telefon w torebce
mi dzwoni! Krzyknęłam do Lucyny i pobiegłam w stronę kuchni.
- Tak – słucham – powiedziałam.
- Cześć Wandula, mówi Aśka
- Asia? Czy coś się stało, że dzwonisz
tak wcześnie? Zapytałam z obawą w głosie..
- Hehe, co się miało stać! Dzwonię
tylko po to, by ci podziękować za wspaniały dzień, który chyba zmienił
całkowicie moje życie. Hi, hi, przyjaciółko!! Jestem zakochana.
- Nie musiałaś dzwonić, hehe –
powiedziałam. My z Lucyną od razu się domyśliłyśmy.
- No coś ty? Jakim cudem?
- Wszystko można było wyczytać w
twoich oczach Asiula.
- Kurcze, przed wami to nic się nie
ukryje – powiedziała. Czy myślisz, że Antonina się do tego przyczyniła?
Zapytała ściszonym głosem.
- A czułaś fiołki? Jeśli tak, to nie
mam więcej pytań.
- Wiesz, nie mogę w to uwierzyć.
Zastanawiam się czy to sen, czy jawa?
- To obudź się kochana i zobacz czy
Jakub jest, czy to tylko twoja wyobraźnia.
- Nie muszę się budzić, on jest! Nie
tylko na jawie ale w moim sercu – powiedziała Asia, łamiącym się głosem.
- No!! Chyba nie beczysz! Zawołałam do
słuchawki.
- Nie, tylko jestem trochę wzruszona.
Zobacz. Kiedy zawalił mi się cały świat na głowę, w odpowiednim momencie
pojawił się Kuba, czy to nie cud? Zapytała.
- Ja bym nie nazwała tego cudem, to
miłość Asiu, miłość na którą czekałaś całe życie. Jestem taka szczęśliwa, że tu
w moim dworku narodziło się to piękne uczucie.
- Tak, to prawda – powiedziała
przyjaciółka. Jestem ci taka wdzięczna.
- Przypominam, że to nie moja zasługa,
tylko Antoniny i niech tak zostanie. Ok.?
- Ok. Masz rację. A co teraz robicie z
siostrą! Zapytała zmieniając temat.
- A... Kochana, szkoda, że cię nie ma
z nami.
Opowiedziałam Asi o naszym znalezisku.
- O rany!! Znalazłyście pamiętnik
Konstancji? Super. Muszę zaraz powiadomić o tym Jakuba.
- Koniecznie, bo to będzie dla niego
ważna informacja – stwierdziłam.
- I co tam wyczytałyście? Zapytała.
- Jeszcze nic, bo dopiero co go
odnalazłyśmy. Musisz tu do nas dołączyć. Za tydzień robię spotkanie. Będziemy z
Lucyną i Grażyną i mam nadzieję, że do nas dołączysz?
- Oj! Za tydzień nie mogę, Jestem
zaproszona na obiad do córki Jakuba, szkoda.
- No.... to już mi cię zabrał, hehe.
Nie martw się, jeszcze nadarzy się okazja i znajdziesz czas dla naszej paczki,
w swoim napiętym grafiku.
- Złośliwa zołza! Krzyknęła
przyjaciółka. Ale i tak bardzo cię
kocham czarodziejko – dodała.
- Ok. wracam do Lucyny. Trzymaj się
Asiula i pozdrów od nas Jakuba.
- Pozdrowię. Do usłyszenia niebawem –
powiedziała Asia.
- Wyobraź sobie – zwróciłam się do
siostry. Nasza Asia zakochana, po uszy! Kodujesz?
- Żadna to nowina, od razu widziałam,
że zaiskrzyło między nimi. Cieszę się z ich szczęścia – stwierdziła Lucyna.
- Ja tak sobie myślę siora, że
powinnyśmy dawkować napięcie. Robimy przerwę na spacer. Co ty na to?
- Teraz? Kiedy możemy się czegoś
dowiedzieć? Daj spokój.
- Właśnie teraz – powiedziałam. Trzeba
korzystać z ładnej pogody, bo nie wiadomo jak długo się utrzyma. Proponuję
wycieczkę rowerową po okolicy. Jesteś za?
- Dobrze, przekonałaś mnie –
powiedziała siostra zamykając pamiętnik. Zostawmy to na wieczór. Zrobimy sobie
nastrój, zapalimy świece i w takiej atmosferze, poczytamy zapiski Konstancji.
W kuchni przygotowałam wszystko na
piknik. Spakowałam koc, emulsję do opalania i kosz z jedzeniem. Tylko mój rower
miał z tyłu bagażnik, więc ja musiałam wieźć kosz. Lucyna zabrała koc i
ruszyłyśmy w drogę.
Bary stał już w progu werandy,
trzymając swoją smycz w pysku.
- Dziś biegniesz wolny – powiedziałam
do psiaka, chowając obrożę do plecaka.
- To, co? Teraz w tamtą stronę?
Zapytałam Lucynę, wskazując ręką majaczący się w oddali las.
- Może być – odpowiedziała siostra
naciskając na pedał roweru.
Droga do celu zajęła nam jakieś pół
godziny. Zatrzymałyśmy się na malowniczej polanie, tuż obok rozłożystej sosny.
Na mięciutkiej trawie rozłożyłam koc,
a koszyk z piknikowymi smakołykami, postawiłam tuż pod sosną.
- Jak tu cicho – powiedziałam
układając się wygodnie na kocu. Proponuję chwile milczenia. Posłuchajmy
odgłosów lasu – dodałam zamykając oczy.
- Lucyna wyciągnęła z plecaka książkę,
bo tylko tak naprawdę, potrafiła odpoczywać i
bez słowa pogrążyła się w lekturze.
Bary był w swoim żywiole. Biegał,
kopał dołki i znikał w lesie, by za chwilę się pojawić, sprawdzając czy mu nie
uciekłyśmy.
Ukojona zbawienną ciszą, po chwili
usnęłam.
- Głodna jestem – usłyszałam głos
siostry tuż nad sobą.
- A która godzina? Zapytałam
przecierając oczy.
- Czternasta – powiedziała siostra.
- Ale ten czas leci, tak długo spałam?
Niewiarygodne – stwierdziłam, przysuwając kosz z jedzeniem.
- Hi, hi, piknik jak z dziecięcych
lat. Musowo jaja na twardo, ogórki kiszone i bułki z żółtym serem. Jeśli jeszcze
do picia masz kompot z rabarbaru, to pęknę ze śmiechu – powiedziała Lucyna.
- To pękniesz, bo właśnie taki mamy
kompot. Jak piknik to piknik, w pełnym tego słowa znaczeniu, hehe.
- Chyba coś się chmurzy – zagadnęła
Lucyna patrząc w niebo. Wygląda na to, że będzie padać. Jeśli chcemy by nas nie
zmoczyło, to czas na powrót – stwierdziła.
- E... może przejdzie? Szkoda już
wracać – dodałam.
Jednak mimo moich nadziei, czarna
chmura zakryła całkowicie słońce, więc nie pozostało nam nic innego, tylko
wracać do domu. W połowie drogi złapał nas deszcz i zmoczył do suchej nitki.
Po przebraniu się w suche ciuchy,
usiadłyśmy w salonie.
- O matko!! Zawołała Lucyna z
przerażeniem w głosie. Zobacz.... szepnęła, podsuwając mi pamiętnik prosto pod
nos.
Oblał mnie zimny pot, kiedy to
zobaczyłam. Część zapisków wyblakła, tak, że nie można było ich prawie
odczytać. Atrament zupełnie wypłowiał.
- Co jest, do jasnej cholery!
Zawołałam. Zamknęłaś go, jak wychodziłyśmy? Zapytałam siostrę.
- No pewnie, że tak. Przecież
widziałaś sama.
- To co się stało? Nie leżał na
słońcu, a litery wyblakły. To dziwne – stwierdziłam przerażona, wertując
kolejne kartki. Na szczęście nie wszystko znikło, ale część tekstu, była
niestety nie do odczytania.
- Może to jakiś specjalny atrament?
Zapytała Lucyna.
- Daj spokój, to nie możliwe. W tych
czasach chyba nie znano tej metody, chyba... – dodałam niepewnie.
Nie miałyśmy pojęcia, co mogło się
stać, ale na szczęście, proces zanikania tekstu, jakby się zatrzymał. Być może
na kartki z pamiętnika, zadziałały promienie słońca wpadające przez okno
salonu.
- Teraz mamy już jasność – zwróciłam
się do zatroskanej siostry. Musimy uważać na światło i tyle – stwierdziłam,
zamykając delikatnie pamiętnik Konstancji. Zostawmy to do wieczora, ok.?
- Ok. To w takim razie idę na górę
trochę poczytać – powiedziała Lucyna.
Ja postanowiłam w tym czasie, zająć
się obiadem. W trakcie przygotowywania posiłku, myślałam z trwogą, co by się
stało? Gdyby wszystko co napisała Konstancja, zanikło. Miałam tylko nadzieję,
że tak się nie stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz