Po godzinie
czytania listów stwierdziłyśmy z Asią, że nie tędy droga.
Nie było kopert,
więc nie bardzo wiedziałyśmy, skąd przychodziła korespondencja.
- Wiesz – zwróciłam się do Asi - myślę, że
trzeba poszukać w starych kronikach z tego okresu. To chyba nie będzie trudne.
Jak wrócisz do Krakowa, to zajmij się tym. Masz już pierwsze wskazówki. Czyli,
to co do tej pory odkryłyśmy. Teraz dużo od ciebie zależy. Jakieś przekazy z
tamtego okresu. Może uda ci się zdobyć informację, gdzie po opuszczeniu dworu
Bilewskich, stacjonował pułk Marcela. To nas powinno naprowadzić na ślad.
- A gdzie mam
szukać materiałów? Zapytała Asia.
- Myślę, że w
Epikach, lub w jakiś archiwach? Sama nie mam pojęcia. No cóż kochana... Jesteś
w grupie dochodzeniowej? Działaj. Ja już
mam na głowie ducha Antoniny, wiec nie wymagaj ode mnie więcej –powiedziałam.
No dobra, nie przejmuj się Asiu. Nie ma takiej zagadki, której bym nie rozwiązała.
Nawet jak nie dasz rady to i tak będę ci
wdzięczna, że spróbujesz - dodałam.
Asia próbowała
grać wyluzowaną, ale kiepsko jej to wychodziło. To był dla mnie najgorszy
egzamin. Czy sobie poradzę? Czy
tajemnica którą kryje stary dwór, odciągnie ją od bieżących spraw? Miałam
poważne obawy.
Kiedy odbierałam
wypis ze szpitala, lekarz ostrzegł mnie, że jeśli pacjentka nie będzie zażywać
leków na uspokojenie, to depresja się pogłębi
i mogą powrócić myśli samobójcze. Teraz wszystko zależało ode mnie.
- Nikt oprócz pani i jej matki nie interesował
się jej stanem. Czy jest pani świadoma,
jaka odpowiedzialność na pani ciąży? Zapytał, odbierając w tym czasie telefon.
Siedziałam
jak ten muł, kiedy doktorek szczebiotał
do jakiejś lali, że nie ma problemu i zamówi stolik na dzisiejszy wieczór, itd.
Kiedy wreszcie skończył rozmowę, zadałam pytanie.
- Od kiedy pan
doktor w branży?
-To jakiś sondaż?
Zapytał.
- Nie, samo życie
doktorze. Próbuję do Pana dotrzeć.
- Tak? A w jakim
celu?
- A w takim panie
doktorze, że prywatne sprawy to jedna sprawa a ludzkie tragedie to druga
sprawa. Widzę, że pan o tym zapomniał.
- Może pani
jaśniej, bo zmęczony jestem – powiedział wstając od biurka.
- Oczywiście, że
mogę tylko jestem tak nauczona, że jak ktoś jest w gościach, to należy
poświęcić mu więcej uwagi i czasu. A pan jakby nie patrząc na to co się dzieje,
próbuje opuścić nasze spotkanie po angielsku. Czyż nie mam racji?
- A pani u mnie w
gościach, hi, hi. – zażartował.
- Sądząc po pana zachowaniu, to raczej
nie wygląda na wizytę w szpitalu? Mam rację?
- Już wiem, pani
jest z telewizji. Ale tak z zaskoczenia? To nie fair. Nie jestem przygotowany,
niech mi pani da przysłowiowe pięć minut, ok.? – powiedział z nutką ironii w
głosie.
- Sorry, gdybym
była z telewizji, to pana już tu nie ma, rozumiemy się?
- Pani mi grozi?
Zapytał .
- Ależ panie
doktorze! Ja tylko próbuję pomóc mojej przyjaciólce i w jej imieniu proszę pana
o wskazówki, co dalej. Wypisanie leków nie załatwi sprawy. Jej potrzebna jest
psychoterapia, dlatego poproszę o skierowanie.
- Tym zajmuje się
lekarz pierwszego kontaktu, moja rola zakończona – powiedział, kierując swoje
kroki w stronę drzwi.
- Ale ja jeszcze
nie skończyłam z panem rozmowy.
- Dobrze. Nie
wiem kto panią tu nasłał, wypiszę odpowiednie skierowanie dla pani Zorskiej.
- No, w końcu się
dogadaliśmy panie doktorze. Sprawy prywatne niech pan załatwia po godzinach
pracy – wycedziłam przez zaciśnięte zęby i żegnając się ozięble, wyszłam z
gabinetu.
Teraz ja jestem
odpowiedzialna za Asię. Zdobyłam skierowanie do psychiatry, ale jak mam jej o
tym powiedzieć. Mój Boże! Może wizyta u mnie ustrzeże ją przed wizytami w
takich gabinetach? Ale jak do tej pory, czarno to widziałam. Asia cały czas grała i udawała, że wszystko
jest ok. Ja jednak wiedziałam swoje.
Zrobiło się
późno. Zaproponowałam koleżance, że jutro wrócimy do tematu. Asia przyjęła moją
propozycję z ulgą.
- To jak? Zapytałam - chcesz tu spać sama? Bo ja mogę sobie
pościelić na górze.
- Dusia... nie zostawiaj mnie! Nie dlatego,
że boję się duchów, tylko nie chcę być sama – powiedziała łamiącym się głosem.
- Ok. Śpimy razem, tylko nie chrap, bo tego
nie znoszę – powiedziałam, żartobliwie.
Dobrze, że nasza
sofa w salonie była wyjątkowo duża. Bez problemu, mogło tam spać kilka osób.
Ale jak to bywa w życiu, nie obyło się bez niespodzianek. Kiedy wypalił się
ostatni kawałek drewna w kominku, do naszej dwójki dołączył Bary. Stanął
naprzeciw mojego nosa wystającego spod kołdry i skamlał tak żałośnie, że musiałam go wpuścić.
Usadowił się w naszych nogach i parskając z zadowolenia usnął, w
przeciwieństwie do mnie.
Nie mogłam
zasnąć. Patrzyłam na śpiącą przyjaciółkę i było mi jej bardzo żal. Wyglądała
jak mała dziewczynka, którą ktoś strasznie skrzywdził. Co jakiś czas, pojawiał
się na jej twarzy bolesny grymas. Nawet przez sen cierpiała.
Kiedy próbowałam
się odwrócić na drugi bok, nagle... tuż przy komodzie zauważyłam postać
kobiety. To była ona, Antonina. Ta sama, jaką widziałam wtedy w salonie. Teraz
stała nieruchomo, trzymając w ręku flakonik z perfumami. Kiedy podniosłam
głowę, by lepiej się przyjrzeć, rozpłynęła się jak mgła. I kto mi w to uwierzy?
– Pomyślałam. Asia? Czy może mój pies?
Co chciała mi
przekazać? Dlaczego tak szybko znikła? – Zadawałam sobie w myślach pytania. W
końcu zmęczona usnęłam.
Rano, z
przerażeniem zobaczyłam puste miejsce obok mnie. Zerwałam się z sofy i
pobiegłam do kuchni.
- Boże! Ale mnie wystraszyłaś – powiedziałam
do przyjaciółki, która krzątała się po kuchni. Widzę, że ranny ptaszek z ciebie.
Dlaczego mnie nie obudziłaś? Zapytałam, widząc kanapki z pastą serową na stole.
- A... tak słodko spałaś, więc postanowiłam
zrobić ci niespodziankę i sama zajęłam się śniadaniem – powiedziała, nalewając
świeżo zaparzoną kawę do filiżanek. Wiesz... miałam piękny sen. Śniła mi się
Antonina. Stała przy twojej komodzie z flakonikiem perfum w dłoni i uśmiechała
się do mnie. Jak myślisz? Co może oznaczać ten sen?
Spojrzałam na
przyjaciółkę, która z wielką starannością ścierała ceratowy obrus na stole. Przecież
spała jak suseł, kiedy ja miałam taką samą wizję. Jak to możliwe, że duch tej
kobiety, nie tylko mnie się ukazał, ale również Asi. Czy powinnam jej o tym
powiedzieć? Nie, jeszcze nie teraz! – Stwierdziłam i zinterpretowałam ten sen
po swojemu.
- Myślę, że skoro przyśniła ci się Antonina,
to oznacza tylko jedno. Postanowiła otoczyć cię swoją opieką. Teraz już będzie tylko dobrze Asiula,
zobaczysz – powiedziałam.
- Skoro tak twierdzisz, to tym bardziej
musimy jej pomóc, by odzyskała spokój i wróciła tam, gdzie jest jej miejsce.
Na dzisiejszy
dzień zaplanowałam spacer do lasu. Zbliżała się jesień. Drzewa i krzewy w tym
okresie wyglądały pięknie i kolorowo. Pomyślałam, że taki spacer, obu nam
dobrze zrobi. Zabrałyśmy Barego i ruszyłyśmy w plener. Asia zachwycała się
okolicą, a ja w końcu zauważyłam, że powoli dochodzi do siebie. Zebrałyśmy
trochę szyszek sosnowych do kominka i owoce czerwonej jarzębiny. Przyjaciółka
zerwała ziele skrzypu tłumacząc mi, że zrobimy sobie napar do pielęgnacji
włosów.
Po dwóch
godzinach wróciłyśmy do domu. Ja zajęłam się obiadem, a Asia postanowiła
poszperać w Internecie. Liczyła na to, że coś się tam znajdzie w naszej
sprawie.
Kiedy skończyłam
przygotowania do obiadu, poszłam do salonu, aby sprawdzić co Robi moja
przyjaciółka. Siedziała przed monitorem i tak była zajęta czytaniem, że nie
zauważyła jak weszłam..
- O rany! Ale mnie przestraszyłaś –
powiedziała, kiedy stanęłam obok niej. Przeczytaj to – powiedziała, robiąc mi
miejsce przy komputerze.
To był artykuł z
gazety * Super Ekspres*
Pojawia się tak samo, jak znika. Zupełnie niespodziewanie. To duch księdza, który nawiedza kościół w Sułowie Wielkim niedaleko Rawicza (woj. wielkopolskie). - Widziało go wiele osób. Ma sutannę, przechadza się po kościelnym chórze i zawsze wygląda przez okna - opisuje zjawę Elżbieta Maćkowska, nauczycielka historii i regionalistka z pobliskiej Góry.
Na pierwszy rzut oka to mały, uroczy drewniany kościółek położony w centralnym punkcie malowniczej wioski. Ale nie ma mieszkańca, który przechodząc obok świątyni, nie poczułby... dreszczu na plecach. Wszystko przez tajemniczą zjawę, która pojawia się w oknie. Na szyi ma koloratkę, z jej twarzy bije przerażenie. Przenika przez ściany i porusza się wyjątkowo szybko.
- Bardzo chciałabym poznać tego ducha, jego historię i powód, dla którego się pojawia - mówi z nadzieją pani Elżbieta.
Upiora widzieli ludzie jadący o świcie do pracy. Tajemniczy ksiądz przestraszył też robotników z Wrocławia, którzy zakładali w kościele alarm.
- Nie wywiązali się z terminu i musieli dokańczać nocą. Duchowi chyba się to nie spodobało i odwiedził ich, gdy ślamazarnie rozprowadzali po ścianach przewody - opowiadają mieszkańcy Sułowa. Dorośli mężczyźni przestraszyli się jak małe dzieci i odmówili pracy w nawiedzonym miejscu. Wzięli nogi za pas i wrócili do Wrocławia.
Na rozwikłaniu zagadki tajemniczej zjawy najbardziej zależy pani Elżbiecie, która o duchach pisze książki. Kobieta ma już kilka hipotez na temat mary w kościele.
- To najprawdopodobniej duch księdza Henryka Foryckiego, poprzedniego proboszcza parafii, który jako jedyny został pochowany tuż przy świątyni - mówi pani Elżbieta. Mieszkańcy Sułowa do ducha w zasadzie już się przyzwyczaili. Gdy jest szaro lub ciemno, po prostu nie patrzą w stronę kościoła...
- No, to mamy dowód na istnienie duchów –
powiedziałam do Asi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz