Witam serdecznie w pierwszy dzień Świąt Wielkiej Nocy i życzę wspaniałych chwil, spędzonych w gronie rodziny.
Jeśli znajdziecie Państwo chwilkę czasu, zapraszam na kolejny odcinek * Spełnionych Marzeń*
Co takiego kryje, piwniczka mojego dworku?
Jeśli znajdziecie Państwo chwilkę czasu, zapraszam na kolejny odcinek * Spełnionych Marzeń*
Co takiego kryje, piwniczka mojego dworku?
Rano
obudził mnie radosny śpiew ptaków. Zsunęłam się delikatnie z łóżka i cichutko
na palcach wyszłam z pokoju, by nie zbudzić siostry.
Już
na schodach poczułam zapach świeżo zaparzonej kawy.
-
Dzień dobry – zwróciłam się do męża, który siedział przy kuchennym stole.
-
Dzień dobry. Jak się spało? Zapytał.
-
Nawet nieźle. Byłyśmy tak zmęczone, że usnęłyśmy od razu. A gdzie Bary?
Zapytałam, widząc puste legowisko. Wypuściłeś go na dwór?
-
Nie, twój pupilek śpi sobie smacznie, w salonie na naszym łóżku. Zostawiłaś
mnie samego, więc cię zastąpił.
- Oj
tam, oj tam. Raz cię zostawiłam i już dąsy? Powiedziałam całując męża w czoło.
Bary jest lepszy, niż jakakolwiek, wypasiona poduszka elektryczna, chyba nie
zaprzeczysz kochanie?
-
Może i lepszy, ale zajmuje prawie całą powierzchnię do spania – powiedział mąż,
dopijając kawę. Nie chce mi się jechać dziś do miasta. Mam tyle roboty –
powiedział Zbyszek.
- A
co masz jeszcze zamiar robić?
-
Myślałem o ociepleniu drzwi do twojej piwniczki, bo jeśli masz tam zamiar
przechowywać płody rolne, to muszę się tym zająć. I jeszcze pomyślałem o
doprowadzeniu prądu.
Piwniczka?
Natychmiast, zapaliło mi się czerwone światełko w głowie.
-
Ale po co masz ocieplać drzwi? Przecież dawniej tylko tam trzymali produkty i
nie było lodówek.
-
Ale nie wiesz jakie były zimy, być może łagodniejsze, no i to światło w środku,
musi być.
-
Ale ja nie chcę tam światła! Zawołałam przerażona pomysłem męża, który dążył do
tego, by pokrzyżować moje plany. Niech to miejsce pozostanie takie, jakie było
w tamtych czasach. Są tam lampy naftowe i to nam zupełnie wystarczy –
powiedziałam jednym tchem, nie dopuszczając męża do głosu.
-
Wolisz chodzić tam po ciemku? Nic nie rozumiem – powiedział Zbyszek, zaskoczony
moją wypowiedzią.
-
Tak, już wystarczająco unowocześniliśmy ten wiekowy dworek. Piwniczka ma
pozostać nienaruszona.
- No
dobrze, jak sobie jaśnie pani życzy. Ale drzwi mogę chyba trochę ocieplić?
Zapytał.
-
Tak, na drzwi się zgadzam, ale reszta pozostaje, taka jaka jest.
-
Ok. Pani prośba jest dla mnie rozkazem! Zawołał mąż i przechylając się przez
stół, ucałował moją dłoń.
- No
cóż, czas na mnie – powiedział Zbyszek.
-
Wracasz jeszcze dziś? Zapytałam.
-
Myślę, że nie ma sensu. Zostanę u mamy na noc.
Po
tych słowach nieco się uspokoiłam. Miałyśmy z Lucyną wolną rękę do działań w
piwniczce.
Odprowadziłam
męża do bramy i kiedy już odjechał, spojrzałam w stronę piwnicy.
- Od
czego tu zacząć? Pomyślałam. Muszę znaleźć w składziku na narzędzia, jakieś
dłutko, młotek i oczywiście gips, żeby potem zatrzeć ślady – uśmiechnęłam się
pod nosem i wróciłam do domu.
W kuchni
zastałam Lucynę.
- Co
pojechał? Zapytała smarując dżemem chrupiący tost. Ale jestem głodna –
powiedziała z pełnymi ustami. Myślę, że gdybym tu mieszkała na stałe, to mój
wilczy apetyt na świeżym powietrzu, doprowadziłby mnie do otyłości. Wciąż
jestem głodna, hi, hi.
-
No.... ale ja już widzę u ciebie oponki, siostrzyczko, hehehe. A to nie jest
chyba wina pobytu u mnie.
- Przestań!! Bo ci przyłożę – krzyknęła Lucyna,
zaglądając pod bluzę od piżamy. Ale tak
prawdę mówiąc, to zaniedbałam ostatnio wycieczki rowerowe – dodała. Dobra, co tam oponki! Mamy
ciekawsze plany na dziś. Idę się ubrać i zaraz tu do ciebie schodzę –
powiedziała siostra, dopijając kawę.
Ja w
tym czasie zajrzałam do przybudówki, w celu poszukania narzędzi. Nie było z tym
żadnego problemu. Mój małżonek to prawdziwy gospodarz. Składzik na narzędzia
jest jego królestwem. Wszystko poukładane jak w sklepie i podzielone na działy.
Bez problemu trafiłam na dział budowlany, gdzie odnalazłam, dłutko, młotek,
szpachlę i gips. Lucyna czekała na mnie już przed domem, bawiąc się z Barym,
który uwielbiał, jak mu się rzucało patyki. Niezmordowanie, w śmiesznych
podskokach biegał po nie i przynosił pod nogi siostrze, czekając na następny
rzut. Mógł tak gonić tysiąc razy i nigdy sam nie odpuszczał tej fascynującej
zabawy.
-
Wzięłaś latarkę? – zapytałam.
-
Kochana, zapamiętaj sobie raz na zawsze, ja jestem profesjonalistką. Zresztą
sama zobacz.
Lucyna
nałożyła na czoło obręcz z żarówką. Nacisnęła guziczek umieszczony z boku i
górnicze światełko zaświeciło się na jej głowie.
- I
...co? Zatkało kakao?
-
No..... zadziwiasz mnie, hehehe, a skąd ty wytrzasnęłaś taki sprzęcik? –
Zapytałam patrząc w stronę siostry, która wyglądała komicznie z tą obręczą.
- To
długa historia, ale w skrócie mówiąc - mam ją od jednego górnika. Kiedy byłam
na Śląsku , na jednym spotkaniu z czytelnikami, podszedł do mnie górnik i w
dowód sympatii podarował mi swoją latarkę. Do dziś pamiętam, co wtedy do mnie
powiedział.
Pani
Lucyno, niech to górnicze światełko przyświeca pani w każdej sytuacji. Jeśli
zawiedzie elektryczność, pani nie przerywa swojego pisania, bo moja latarka
będzie na wyciagnięcie ręki. Tak mnie
wtedy wzruszył ten starszy pan, że aż się popłakałam. No... ale miało być w
skrócie, a ja się rozgadałam jak zwykle – powiedziała Lucyna, ściągając
niewygodną i ciężką, jak na jej głowę obręcz.
Barego
zamknęłam w domu, by nam nie przeszkadzał i ruszyłyśmy z siostrą w stronę
kolejnej tajemnicy z zamierzchłych czasów. W środku zapaliłam dwie naftowe
lampy, które w połączeniu z Lucyny latarką, oświetliły nam miejsce szczeliny na
ścianie.
Młotkiem,
delikatnie stukałam okolicę pęknięcia. Tylko niewielka powierzchnia ściany,
oddawała pusty odgłos, co pozwoliło nam na
Wskazanie
odpowiedniego miejsca do wybicia dziury.
Po silniejszym puknięciu w okolicy
szczeliny, odpadł spory kawałek ściany. W środku znajdował się
mały schowek. Sięgnęłam ręką i wyczułam
jakiś przedmiot.
- I
co?- Szepnęła Lucyna.
-
Zaraz – odpowiedziałam sięgając głębiej w stronę schowka. Coś tam jest!
Napięcie
sięgało zenitu. Obie z siostrą dostałyśmy, nienaturalnych rumieńców na twarzy.
-
Kurcze, brakuje mi ręki – powiedziałam do Lucyny. Nie mogę tego złapać.
- A
mówże do jasnej cholery, czego nie możesz złapać! Krzyknęła siostra tuż za mną.
- A
skąd mam wiedzieć co tam jest, przecież nie mogę tego wyciągnąć –
odpowiedziałam zrezygnowana. Idź po jakiś patyk – zwróciłam się do Lucyny,
wyciągając rękę.
-
Odsuń się – powiedziała Lucyna, wracając z drewnianą listewką. Ja teraz
spróbuję.
Stanęłam
obok i pozwoliłam siostrze działać.
Po
upływie pięciu minut, na ziemię spadło, wygrzebane z dziury, jakieś zawiniątko.
Lucyna,
nachyliła się i podniosła dziwny pakunek.
-
Chcesz pierwsza to zobaczyć? Zapytała.
-
Nie - rozwiń ty, mnie się tak trzęsą ręce, że nie dam rady.
Prostokątny
przedmiot, zawinięty w gruby materiał miał nam ukazać, kolejną tajemnicę.
Lucyna
delikatnie rozwinęła zawiniątko. W środku, był pamiętnik oprawiony w skórę z
metalowymi okuciami na obrzeżach.
-
Wychodzimy – zwróciłam się do siostry, kładąc młotek na ziemi. Lucyna bez
słowa, skierowała się do wyjścia, trzymając w ręce znalezisko, niczym filiżankę
z najkruchszej porcelany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz