Przyjaźń zobowiązuje.
Czy podjęłam słuszną decyzję?
To wszystko w kolejnym 9 odcinku.
Zapraszam serdecznie.
Czy podjęłam słuszną decyzję?
To wszystko w kolejnym 9 odcinku.
Zapraszam serdecznie.
Zadzwoniłam po taksówkę i pojechałam
do szpitala.
Na portierni dowiedziałam się, na
którym oddziale leży Asia.
- Pani do kogo? Zapytała
pielęgniarka wychodząca z dyżurki.
- Do Joanny Zorskiej – odparłam.
- Czy pani jest z rodziny?
- Nie, jestem przyjaciółką. Właśnie
przed chwilą dowiedziałam się od jej matki co się stało. Dlatego tu jestem.
- Przykro mi, ale pacjentka nie
życzy sobie żadnych odwiedzin. Gdyby była pani z rodziny to co innego, ale pani
Joanna wyraźnie zaznaczyła, że nie chce nikogo widzieć – powiedziała dziewczyna
stanowczym tonem.
Zagotowałam. Momentalnie podniosło
mi się ciśnienie. Zagrodziłam jej drogę, bo próbowała mnie wyminąć, uznając
rozmowę za zakończoną.
- Posłuchaj mnie dziecko uważnie –
zwróciłam się do młodej dziewczyny, próbując opanować nerwy. Nie odejdę stąd,
póki nie zobaczę się z koleżanką. Byłyśmy dziś mówione na spotkanie u niej w domu,
jednak jej tam nie zastałam. Kiedy się dowiedziałam co chciała zrobić,
natychmiast tu przyjechałam i nie odejdę, zanim jej nie zobaczę. Czy teraz już
pani rozumie?
- No... ale.... miałam wyraźny zakaz
wpuszczania tu kogoś obcego.
Dziewczyna próbowała się tłumaczyć,
jednak widząc moje wzburzenie skapitulowała.
- No dobrze, tylko proszę jej długo
nie męczyć swoją obecnością. Leży w siódemce – powiedziała machając dłonią tak,
jakby chciała pozbyć się natrętnej muchy.
Bez problemu odnalazłam salę
wskazaną przez pielęgniarkę i stanęłam pod drzwiami z bijącym sercem. Dopiero
kiedy się trochę uspokoiłam, nacisnęłam
klamkę i weszłam do środka.
- Dzień dobry Asiu – powiedziałam.
Byłyśmy dziś umówione na spotkanie, czyżbym źle zapisała adres? – Próbowałam
być zabawna.
- Przyjaciółka podniosła głowę z
poduszki i spojrzała na mnie zdziwiona.
- A co ty tu Wandziu robisz? –
zapytała prawie szeptem, odwracając się do mnie plecami.
Stałam zupełnie bezradna przy łóżku
Asi i nie wiedziałam co robić. Słyszałam, jak płacze, chowając głowę pod
kołdrę.
- Dobra Aśka, dosyć tego mazania
się. Kiedy wychodzisz? Muszę to wiedzieć, bo mam zamiar zabrać cię do siebie –
wypaliłam jednym tchem. Mamy sobie chyba do pogadania, więc zbieraj się do
życia, jedziesz do mnie – dodałam siadając na brzegu lóżka.
Przyjaciółka odwróciła się w moją
stronę i poprawiając zmiętą kołdrę, usiadła na łóżku.
- Jutro mnie wypisują – powiedziała
wycierając zapłakane oczy, zmiętą i mokrą od łez jednorazową chusteczką.
Sięgnęłam do torebki i podałam jej
nowe opakowanie.
- Dzięki za wszystko – zwróciła się
do mnie, ale nie mam nastroju na wizyty. Wybacz. Muszę przemyśleć parę spraw i
nie chcę cię nimi obarczać.
- A... czy pytałaś mnie o zdanie?
Powiedziałam. Może ja chcę byś mnie obarczyła swoimi problemami, przecież
jesteśmy przyjaciółkami na dobre i na złe, czyż nie mam racji?
Naszą rozmowę przerwała wizyta
lekarska. Musiałam opuścić salę i wyjść na korytarz.
- Czy można już tam wejść? Spytałam
lekarza który ostatni opuszczał salę chorych. Skinął głową na znak, że obchód
zakończony.
Asia wstała z łóżka i założyła
szlafrok. Przed lustrem przyczesała włosy i zaproponowała spacer do szpitalnego
parku. Dopiero na zewnątrz, zauważyłam jak źle wygląda. Była przeraźliwie blada
i miała podkrążone i opuchnięte od płaczu oczy.
Usiadłyśmy na pobliskiej ławce.
- Aśka.... to co zrobiłaś, było
głupie. Powiedz mi tak szczerze, czy ten człowiek był tego wart? – Zwróciłam
się do przyjaciółki, która siedziała z opuszczoną głową, zawiązując kolejny
supeł na pasku od szlafroka.
- Kochałam go bardzo, dlaczego mi to
zrobił? I to jeszcze z taką młodą dziewczyną. Przeżyliśmy tyle lat ze sobą,
niczego nam nie brakowało... No... Może tylko dzieci. Wiedziałam, że był
bezpłodny, ale przecież to nie jego wina. Mimo, że marzyłam o dziecku, nigdy
nie dawałam mu do zrozumienia, że to przez niego. To wszystko mnie przerosło,
Wandziu.
- Jeszcze do ciebie wróci jak zbity
pies z podkulonym ogonem, zobaczysz. Typowy samiec, włos siwieje a tyłek
szaleje. Chciał się sprawdzić u boku młodej kobiety i tyle. Tylko zapomniał o
jednym. Jego zegar biologiczny bije już na alarm, czasu nie cofnie, a jego nowa
lala szybko się znudzi podstarzałym facetem. Pomyśl teraz o sobie. To co się
stało, nie jest jeszcze końcem świata.
Masz dobrą emeryturę, zostawił ci
mieszkanie, zacznij działać bez niego. Czy rozumiesz o czym mówię? Zapytałam.
- Pewnie masz rację, ale teraz mam
taki mętlik w głowie.
- Dlatego zabieram cię jutro na
wieś. Pobędziesz jakiś czas na świeżym powietrzu i zaraz się lepiej poczujesz.
Zgoda?
Asia, wstała z ławki i wtuliła się w
moje ramiona.
- Myślę, że to dobry pomysł Wandula.
Teraz jest mi potrzebny ktoś taki jak ty, z pozytywna energią – powiedziała
zanosząc się ponownie płaczem.
- Wracaj do sali koleżanko. Ja teraz
pędzę na jakieś zakupy, bo jeśli mam zostać w Krakowie, to muszę zadbać o
jakieś zaopatrzenie na dziś. W drodze powrotnej zadzwoniłam do Zbyszka z
wiadomością, że odkładamy powrót do jutra. Krótko zrelacjonowałam mu powód. Mąż
zmartwił się bardzo tym co usłyszał. Asia była jedną z moich przyjaciółek,
którą wyjątkowo tolerował.
Następnego dnia, w południe,
pojechaliśmy po Aśkę do szpitala. Na miejscu była już tam jej matka. Dziękowała
mi bardzo za to, co robię dla jej córki. W końcu zauważyłam spokój na twarzy
tej kobiety.
Asia zabrała z mieszkania kila
drobiazgów i zeszła do samochodu, gdzie
czekaliśmy na nią z mężem i Barym.
Pies jak zwykle po wizycie u
weterynarza był na nas obrażony. Siedział tyłem do mnie i dopiero kiedy weszła
Asia, odwrócił się łaskawie, witając ją leniwym ruchem ogona.
Zbyszek podczas podróży zabawiał nas
rozmową, unikając kłopotliwego tematu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce,
zauważyłam u przyjaciółki lekkie rozluźnienie. Odetchnęłam z ulgą. Będzie
dobrze – pomyślałam wysiadając z auta.
- Boże, jak tu pięknie – zawołała
Asia. To prawdziwy wiekowy dwór, nic się nie chwaliłaś – dodała, kierując swoje
kroki w stronę leszczynowego zagajnika.
- Mówiłam ci kochana, tylko ty mnie
chyba nie słuchałaś – wyjaśniłam.
- Zostań tu, zaraz wracam -
powiedziałam. Zrobię coś do picia i póki słońce świeci, posiedzimy sobie w tych
leszczynach.
Kiedy wróciłam, Asia spacerowała po
ogrodzie. Pomyślałam, że może przez chwilę chce być sama, więc postanowiłam nie
zakłócać jej spokoju.
Uzgodniłam z mężem, że na jakiś czas
przeniesie się do mojego pokoju na górze. Asia nie może teraz być sama. Zbyszek
zgodził się ze mną, a nawet wpadł na świetny pomysł powrotu do Krakowa. Piotrek
z Marzenką planowali właśnie przeprowadzkę do naszego mieszkania, więc
postanowił im w tym pomóc.
- No jak, podoba ci się u mnie?
Zapytałam przyjaciółkę, która wróciła do zagajnika.
- Tu jest cudownie Wandziu, tak
cicho i ten ogród... Sama go zaprojektowałaś?
- Właściwie sama. Zbyszek wszystko
tu skopał, bo ja bym sobie z tym nie poradziła, ale kwiaty i krzewy to wyłącznie
moja zasługa – wyjaśniłam z dumą w głosie. Jak wypijemy kawę, to pokażę ci
dworek w środku, ale teraz usiądź przy mnie.
Przez chwilę siedziałyśmy w
milczeniu. Przyjaciółka była jakaś nieobecna, patrzyła przed siebie tępym
wzrokiem, a na jej twarzy widać było smutek i cierpienie.
- Wiesz Asiu – zagadnęłam. Myślę, że
zostawimy ten temat na inny czas. Postaraj się na chwilę zapomnieć o tym co się
stało. Jak będziesz gotowa porozmawiać, to daj mi znać. A teraz zabieram cię do
mojego królestwa – powiedziałam chwytając ją za rękę. Idziemy.
Moja przyjaciółka była zachwycona
wnętrzem dworku. Co jakiś czas klaskała na znak, jak bardzo jej się wszystko
podoba. Kiedy zeszłyśmy z piętra, zaprowadziłam ja do salonu i usadziłam na
sofie.
- A teraz moja kochana przygotuj się
na rewelacje – powiedziałam tajemniczym głosem.
Na stole postawiłam kufer z
kosztownościami i wyjęłam jego
zawartość. Podałam jej listy.
- Zanim zacznę swoją opowieść –
zwróciłam się do przyjaciółki, przejrzyj to. Ja w tym czasie zajmę się przygotowaniem
obiadu.
- O Boże! A skąd ty to masz? Ta
biżuteria... znalazłaś skarb? Zapytała patrząc na mnie, szeroko otwartymi ze
zdziwienia oczami.
- Zgadłaś, ale to za chwilę. Teraz
zostawiam cię samą – powiedziałam i udałam się do kuchni.
- Myślisz, że dojdzie do siebie?
Zapytał mąż, który kończył właśnie dopijać kawę.
- Ciii.... bo jeszcze usłyszy –
powiedziałam ściszonym głosem. Myślę, że tak. Trzeba tylko odwrócić jej uwagę
od problemu i będzie dobrze, no przynajmniej mam taka nadzieję – dodałam.
- Ok. Pomóc ci coś? Zapytał Zbyszek
- Nie, poradzę sobie.
- To w takim razie idę na górę
trochę się zdrzemnąć.
- Obudzę cię na obiad – powiedziałam
do męża całując go w policzek.
Byłam mu bardzo wdzięczna za
wyrozumiałość i zrozumienie problemu. Zawsze mogłam na niego liczyć w trudnych
sytuacjach, a ta była wyjątkowa.
Po godzinie wróciłam do salonu. Moja
przyjaciółka siedziała z wypiekami na twarzy. Była tak pochłonięta czytaniem listów,
że nawet nie zauważyła
jak weszłam.
- To jakaś niesamowita historia –
zwróciła się do mnie, kiedy chrząknęłam na znak, że tu jestem. Dlaczego ona mu
nie odpisała ani na jeden list? Zapytała.
- Zaraz ci wszystko opowiem –
powiedziałam siadając obok niej na sofie.
Zaczęłam od początku. Jak kupiłam
dworek, ile miałam z tym problemów, jak Bary odkopał skarb i co było dalej.
Powiedziałam o dziwnych zjawiskach w dworku, o zgaszonych świecach i zapachu
fiołków. Kiedy skończyłam moją opowieść – zapytała.
- Czy myślisz, że w dworze krążą
duchy tych szlachcianek?
- Myślę, że tak – odpowiedziałam. Bo
jak wytłumaczyć sytuację ze świecami, czy też zapach fiołków, który czuła
Lucyna jak wróciłam na ognisko. To wszystko jest takie tajemnicze i nie
potrafię inaczej tego wyjaśnić.
- Niesamowite! A nie boisz się?
Zapytała z przerażeniem w oczach.
- Cha, cha, czego mam się bać. To
zapewne dobre duchy Asiu. Nie rzucają sprzętami, nie starszą mnie po nocach. To
pozytywne duszyczki, jeśli oczywiście nie są tylko w mojej wyobraźni – dodałam.
- Sama nie wiem, co mam o tym
wszystkim myśleć – powiedziała Asia odkładając listy na stół. Ale.... przecież
nikt nie wie tak naprawdę, czy istnieje życie pozagrobowe.
- No właśnie. Mnie to osobiście nie
przeszkadza. Jeśli w tym dworku mieszkają duchy, to ja nie mam nic przeciwko
temu, hi, hi. – zaśmiałam się przytulając wystraszoną przyjaciółkę. Ale ty się
chyba nie boisz? Zapytałam.
Asia pokiwała przecząco głową, ale
nie byłam do końca pewna, czy tak jest naprawdę.
Odstawiłyśmy kosztowności do kufra i
wróciłyśmy do kuchni. Przyjaciółka zaproponowała, że obierze ziemniaki do
obiadu, a ja zajęłam się rozbijaniem kotletów. Podczas tych przygotowań,
opowiadałam jej o moich synach i ślubach, które miały odbyć się za rok.
Paplałam tak przez cały czas, nie dając jej dojść do słowa. Kątem oka,
zauważyłam zmiany na jej twarzy. Wyraźnie znikło napięcie i nawet parę razy,
pojawił się delikatny uśmiech.
Kiedy obiad był już gotowy,
zawołałam męża i wszyscy razem zasiedliśmy do stołu. Po skończonym posiłku,
zaproponowałam Asi poobiednią drzemkę. Widziałam, że z ulgą przyjęła moją
propozycję. Ulokowałam ją w salonie i otuliłam welurowym kocem. Kiedy zamykałam
drzwi, usłyszałam miarowy oddech. Zasnęła jak dziecko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz