Szczęśliwe Walentynki.
14 Luty to dzień
zakochanych. W sklepach roiło się od przeróżnych gadżetów, na tę okazję.
Pluszaki z serduszkami na brzuszkach, bombonierki, pozytywki z romantycznymi
melodyjkami i mnóstwo zakochanych par krążących po mieście.
Za moich czasów tego
nie było, a szkoda.
Była godzina
piętnasta, kiedy dotarłam na przystanek tramwajowy. Usiadłam obok młodej pary,
którzy szczebiotali do siebie i co jakiś czas się całowali, nie zwracając uwagi
na ludzi czekających na tramwaj. Z początku byłam nieco zgorszona ich
zachowaniem, ale pomyślałam, że w takim dniu można im wybaczyć. Obok ławki
stały dwie zniszczone torby podróżne i plecak. Chłopak co jakiś czas wstawał i
wyglądał oczekiwanego autobusu.
Podjechał mój tramwaj,
więc wsiadłam i w trakcie jazdy uświadomiłam sobie, że zapomniałam zabrać z
pracy telefonu. Nie pozostało mi nic innego jak tylko wrócić do zakładu.
Zabrałam komórkę i
żartując do portiera, wyjaśniłam, że to pewnie ten magiczny dzień tak na mnie
wpłynął.
Kiedy podeszłam na
przystanek, zobaczyłam stojące tam nadal bagaże, jednak pary nie było w
pobliżu. Gdzie oni mogli się podziać, czyżby pozostawili to wszystko bez
opieki? Może poszli jeszcze do pobliskiego sklepu, tylko razem? Nie było to
możliwe. Mijały kolejne minuty, odjeżdżały kolejne autobusy i tramwaje, a
chłopak z dziewczyną nadal nie nadchodzili. Sprawdziłam na rozkładzie jazdy,
gdzie mogli się wybrać. Wyczytałam kilka górskich miejscowości, lecz nie miałam
bladego pojęcia do której mogli pojechać, bo wyglądało na to, że zapomnieli
zabrać bagaży. Z przerażeniem zauważyłam, jak dwóch bezdomnych kręci się w
pobliżu przystanku. Jeśli odjadę do domu, to oni się już odpowiednio zajmą
pozostawionymi torbami. Prawie godzinę czekałam z nadzieją, że młodzi zaraz się
pojawią, ale nadal nikt nie zgłaszał się
po zgubę. Zadzwoniłam po pana Józia, naszego ochroniarza z prośbą o pomoc.
- Wszystko panu wyjaśnię – powiedziałam, gdy
zabierał bagaże do naszej szatni zakładowej.
- Cha, cha, musieli
być bardzo zakochani, skoro zapomnieli o całym świecie – zaśmiał się Józiu. Co
pani teraz ma zamiar z tym zrobić? Zapytał.
- Napisze informację
na kartce i przykleję na przystanku. Pewnie się wrócą, bo cały ich dobytek jest
przecież u nas. Ale jak odjechali daleko, to już problem... gdybym miała jakieś
namiary, to wystarczyłby jeden telefon i sprawa załatwiona. Nadal nie mam
pojęcia co robić.
- Oj pani Krysiu, mało
ma pani swoich problemów? Zapytał ochroniarz.
- Żal mi się ich
zrobiło, bo nie wyglądali na bogatych. Wystarczy spojrzeć na te torby.
- To może zajrzymy tam
komisyjnie? Zaproponował Józiu, który wyraźnie przejął się roztargnioną parą.
- Miałam duże
obiekcje, lecz było to jedyne wyjście w tej sytuacji.
Rozsunęłam zamek na
klapie plecaka, jednak oprócz chusteczek higienicznych, nic tam nie znalazłam.
Przejrzeliśmy z Józiem pozostałe dwie torby. Dopiero na koniec, zauważyłam w
jednej z nich boczną przegródkę. W środku leżało małe czerwone pudełeczko. Nie
trzeba było długo się zastanawiać, co było w środku.
W wyściełanym
atłasowym wnętrzu puzderka, leżał delikatny złoty pierścionek z cyrkonowym
oczkiem.
Spojrzeliśmy z Józiem
na siebie i nic już nam nie mogło przeszkodzić w dalszych poszukiwaniach.
- Jest!!! Jest!! Jakiś
kalendarzyk – krzyknęłam.
W środku ktoś zapisał
kilka telefonów. Ale pod jaki numer zadzwonić? Było ich tam sporo.
- To co panie Józefie,
który telefon pan obstawia? Zapytałam.
- Ja myślę, że te wytarte,
to pewnie jakieś stare, więc poszukajmy coś
wyraźniejszego – powiedział z powagą w głosie, detektyw Józiu.
Wybraliśmy pierwszy z
brzegu. Wykręciłam numer. Po chwili odezwał się w słuchawce kobiecy głos.
Wyjaśniłam co się wydarzyło i zapytałam, czy zna dziewczynę lub chłopaka
opisując, jak tylko potrafiłam ich wygląd.
Kasia, bo tak
przedstawiła się moja rozmówczyni, nie mogła opanować śmiechu. Uspokoiła mnie,
że zna ich bardzo dobrze, bo chłopak to jej zakręcony brat. Prosiła, bym się na
moment rozłączyła. Po dziesięciu minutach zadzwoniła moja komórka.
- Przepraszam - czy to
pani jest w posiadaniu naszych bagaży? Usłyszałam męski głos.
- Zgadza się, jest pod
moją opieką – odpowiedziałam. Przepraszam z góry, ale musiałam trochę poszperać
w waszych osobistych rzeczach, bo innego sposobu nie było.
- Ależ nic się nie
stało!! Jesteśmy pani bardzo wdzięczni. Właśnie dojeżdżamy do ośrodka i gdyby
nie telefon mojej siostry, nadal byśmy nie wiedzieli, że zostawiliśmy wszystko
na przystanku. Tylko co teraz?
- A w jakiej będziecie
miejscowości? – Zapytałam.
- W Piwnicznej –
odpowiedział.
- Spokojnie, zaraz
sprawdzę następny kurs i przekażę kierowcy wasze bagaże. Na miejscu sobie je
odbierzecie, tylko pewnie trzeba będzie zapłacić za przewóz.
- To świetny pomysł –
powiedział chłopak.
- Jak oddam wasze
torby, to zdzwonię – powiedziałam na zakończenie rozmowy.
- Kolejny autobus do
Piwnicznej miał być za dwadzieścia minut. Pan Józiu tak się przejął sprawą, że
nie patrząc na ryzyko w związku z opuszczeniem stanowiska pracy, osobiście
sprawdził rozkład jazdy.
Torby pojechały, a ja
w końcu wróciłam do domu.
Późnym wieczorem
zadzwonił telefon. Chłopak o imieniu Jarek dziękował mi z całego serca, potem
oddał słuchawkę swojej dziewczynie.
- Dobry wieczór. Mam
na imię Basia. Dzięki pani, nasze zaręczyny w tym pięknym ośrodku, zapamiętam
do końca życia. Mój chłopak do końca ukrywał swoje zamiary. Na szczęście udało
nam się załatwić rezerwację na Walentynki.
Czy pani wie, że w
torbie był pierścionek zaręczynowy na który Jarek odkładał pieniądze przez
długi czas. Oboje wychowaliśmy się w domu dziecka, więc nie było nas stać na
wiele. Na ten wyjazd zarobiliśmy, dając korepetycje.
- Widziałam czerwone
pudełeczko - powiedziałam oblewając się rumieńcem, ale nie śmiałam go otwierać – skłamałam.
- Zaraz po powrocie,
chcielibyśmy się z panią spotkać, aby podziękować za wszystko, co pani dla nas
zrobiła – powiedziała dziewczyna.
- Ależ nie ma o czym
mówić, każdy by tak postąpił – wyjaśniłam.
- O, to się pani myli.
Ludzie patrzą teraz końca własnego nosa, a takich osób jak pani jest niewiele –
powiedziała Basia.
I wszystko dobrze się skończyło. Chłopak
oświadczył się swojej dziewczynie, a ja byłam z siebie bardzo dumna, bo wzięłam
czynny udział w tym romantycznym, walentynkowym dniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz