Zbyszek bardzo się zmartwił wiadomością jaką mu przekazałam.
Obiecał odwieść mnie do busa, bo musiał zostać w domu. Odnawiał właśnie komodę
i położył pierwszą warstwę politury.
Po drodze kupiłam kilka kolorowych czasopism, owoce i wodę
mineralną. Szybko odnalazłam salę, w której leżała moja siostra. Kiedy ją
zobaczyłam, nie mogłam opanować płaczu. Miała owiniętą bandażem głową i
podsiniałe oczy.
- Siostra, mój Boże..... jak to się stało? - Zapytałam
siadając na brzegu łóżka.
- Sama nie wiem. Czytałam wtedy książkę.
- Gdzie masz perły? - zapytałam.
- W torebce. A o co chodzi? Lucyna spojrzała na mnie
zdziwiona.
- Wycofuję się z darowizny. Te perły trafią do kolekcjonera
- powiedziałam.
- No co ty, Wanda zwariowałaś? Kto daje i odbiera ten się w
piekle poniewiera. Lucyna była wyraźnie zaskoczona moją decyzją.
- Nie zmienię swojego zdania - powiedziałam tonem nie
znoszącym sprzeciwu. Wybierzesz sobie coś innego. Mówiłam ci, że darowane perły
przynoszą nieszczęście, czyż nie miałam racji? Ten wypadek był ostrzeżeniem.
- Ale, one są takie piękne, wiesz jak kocham perły. Moja
siostra była niepocieszona.
- To kupię ci sztuczne. Teraz mamy takie świetne podróbki,
że nikt niczego nie zauważy.
- To zwykłe zabobony, ale niech ci będzie. Lucyna w końcu
się poddała.
Pielęgniarka, która weszła do sali, zakomunikowała nam, że
czas odwiedzin się skończył. Faktycznie w tych nerwach nie zauważyłam jak już
późno. Chciałam zostać w Krakowie, ale moja siostra wybiła mi to z głowy.
Powiedziała, że i tak jej nic tu nie pomogę i wystarczy nam kontakt
telefoniczny. Wróciłam, więc do domu. Wyjęłam naszyjnik z torebki i położyłam
go na segmencie. Miałam wrażenie jakby perły parzyły mnie w ręce. Postanowiłam,
że jak tylko wrócę na wieś, to natychmiast schowam je z powrotem do kuferka.
Siostra wyszła ze szpitala już w drugiej dobie. Na całe
szczęście, obyło się bez komplikacji, a po wypadku zostały tylko siniaki, które
z dnia na dzień zmieniały swoją barwę. Lucyna była wściekła, bo akurat w tym
okresie miała spotkanie z literatkami we Wrocławiu, na które niestety nie mogła
pojechać. Po tygodniu zadzwoniła do mnie z wiadomością, że Karol jest
zainteresowany biżuterią i postarają się przyjechać w ciągu tygodnia.
Przyjechali w środę. Kolekcjoner nie mógł oderwać oczu od
wyłożonej na stół biżuterii. Zaopatrzony w małą lupkę, dokładnie i w całkowitym
milczeniu przyglądał się eksponatom. Po godzinie, powiedział.
- To wspaniałe dzieła sztuki, jestem poważnie
zainteresowany, kupnem części tej biżuterii. Niestety tylko części, bowiem
musiałbym sprzedać swój sklep jubilerski, żeby kupić wszystko naraz. Ale
zostawię pani zaliczkę, ponieważ chcę mieć prawo pierwokupu. Zgadza się pani? -
Zapytał.
Byłam zaskoczona sumą, jaką wymienił. Oczywiście, że się
zgodziłam. Nawet w najśmielszych
oczekiwaniach nie spodziewałam się takich pieniędzy. Umówiliśmy się w Krakowie,
aby podpisać odpowiednie dokumenty i dokonać transakcji.
- To podobno ja urodziłam się w czepku, jakoś nie widzę,
żebym miała szczęście - powiedziała Lucyna. Ty zapewne urodziłaś się w koronie,
tylko nikt tego nie zauważył - jesteś siostra bogata - dodała.
- Siedziałam oszołomiona. W jednej chwili moje życie diametralnie
się zmieniło. Dzięki Antoninie, stałam się majętną osobą.
Sfinalizowaliśmy z Karolem transakcję i pieniądze zostały
już przelane na nasze konto. Miałam pewne obawy, czy nie pospieszyłam się ze
sprzedaniem mojego skarbu, czy nie powinnam jeszcze spróbować w innym miejscu
wycenić te kosztowności. Jednak Lucyna rozwiała moje obawy. Powiedziała, że jej
znajomy jest uczciwym i bardzo bogatym człowiekiem. Pochodzi z zamożnej
rodziny, która ma w Krakowie kilka ekskluzywnych sklepów jubilerskich i na pewno
mnie nie oszuka. Okazało się, że Karol nie jest tylko kolekcjonerem sztuki,
lecz także uznanym rzeczoznawcą w tej dziedzinie. Znajomy Lucyny skontaktował
mnie z adwokatem, który obiecał, zająć się sprawą zalegalizowania testamentu i
wszelkimi formalnościami związanymi z podatkiem.
Był już koniec września, więc musieliśmy działać szybko, aby
przed zimą zrobić przynajmniej część prac związanych z remontem dworku.
Zamówiłam solidną ekipę budowlaną.
Miałam już na ten cel środki finansowe. Teraz trzeba było się
spieszyć z pracami w dworku.
Pojechaliśmy całą rodziną na zakupy. Marcin z Piotrkiem
wybrali sobie stylowe tapety do swoich pokoi, a mnie spodobała się welurowa
tapeta, w kolorze bordo. Dobrałam do tego ciężkie story w tej samej tonacji i
zamówiłam firanę do okna. Potem przyszła kolej na stare biurko i biblioteczkę.
Pomyślałam, że Zbyszek sam sobie nie poradzi z renowacją tych mebli, dlatego
zleciliśmy to fachowcowi. Kupiłam także starą
otomanę do swojego pokoju. Tapicer dokonał cudu, zmieniając pokrycie na
bladoróżowe i odnowił drewniane oparcia. Robotnicy okazali się bardzo solidni,
robota paliła im się w rękach. Z dnia na dzień, pokoje na piętrze nabierały
blasku. Jeden z nich przeznaczyłam dla mojej siostry, która sama sobie
zaprojektowała jego wnętrze.
Zamówieni cykliniarze
doprowadzili stary dębowy parkiet do pierwotnego wyglądu. W domu pachniało
farbami i lakierem do podłóg. Na nasze
szczęście pogoda nadal dopisywała i można było pracować przy otwartych oknach.
Stolarze wyczyścili balustradę przy schodach i naprawili okna. W połowie
października zakończono prace w wewnątrz domu. Wypłaciłam pracowników za dobrze
wykonaną pracę. Teraz przyszła kolej na meble. W dzisiejszych czasach mając
taką gotówkę nie było z tym problemu.
Część mebli zakupiłam na Allegro. Zostały nam tylko
drobiazgi. Żyrandole i stojące lampy, każdy dobrał sobie według własnego gustu.
Agnieszka i Marzena dopieszczały pokoje swoich chłopaków. Patrzyłam z
zadowoleniem na te dziewczyny, które miały naprawdę dobry gust. Nasze pokoje otrzymały
swoje nazwy. Mój był bordo, Piotrka zielony, Marcina łososiowy a Lucyny
kremowy. Pokój gościnny otrzymał nazwę słonecznego. Odetchnęłam z ulgą. Teraz
nie było już problemu z noclegiem. Mięliśmy w końcu z mężem salon tylko do
naszej dyspozycji, kiedy odwiedzała nas rodzina. Prace na zewnątrz domu
zostawiliśmy na przyszły rok. Kiedy wszystko zostało już zapięte na
przysłowiowy guzik, postanowiliśmy to uczcić. W pierwszej kolejności udaliśmy
się na cmentarz, żeby podziękować naszej sponsorce. Każde z nas zakupiło od
siebie wiązankę kwiatów, które ułożyliśmy na grobie Antoniny i Konstancji. Po
zapaleniu zniczy i chwili zadumy, wróciliśmy do domu z poczuciem dobrze
spełnionego obowiązku.
Bary po zdjęciu kłopotliwego opatrunku jeszcze trochę kulał,
jednak z każdym dniem było co raz lepiej, ale widać było, że miał uraz do
miejsca w leszczynowym zagajniku, bo omijał go z daleka
Urządziliśmy sobie w tym dniu prawdziwą ucztę. Ja
przygotowałam kaczkę w pomarańczach, Lucyna upiekła czekoladowy tort, a
dziewczyny zrobiły sałatki. Stół uginał się od nadmiaru tych pyszności.
Zaopatrzeni w kieliszki z schłodzonym szampanem, zwiedzaliśmy nasz odnowiony
dworek. Co chwilę moja rodzinka wznosiła toast za spadkobierczynię, czyli za
mnie.
Byłam bardzo szczęśliwa patrząc na zadowolone miny moich
bliskich. Kiedy wróciliśmy do salonu, podeszłam do kufra i wyjęłam z niego
bransoletę z markazytami.
- Myślę siostra, że to ukoi twój ból po stracie naszyjnika z
pereł. Jak sama twierdziłaś, te kamienie mają szczególne właściwości. Ostatnio
martwiłaś się, że opuściła cię wena - prawda? - Zapytałam.
- To prawda, od prawie dwóch tygodni stoję w miejscu z moją
nową książką i nic nie przychodzi mi do głowy, totalna pustka - powiedziała
- No właśnie – zwróciłam się do siostry podając jej bransoletę.
Te magiczne kryształki, rozjaśniają
umysł, poprawiają pamięć i relaksują. Czyli prezent idealny jak dla ciebie. Czyż nie mam
racji? – Zapytałam.
- Zgadzam się z tobą. Tylko czy to nie jest za drogi prezent
jak dla mnie?
Podeszłam do siostry i przytuliłam ją do siebie.
- Jesteś tego warta siostrzyczko - powiedziałam.
- Dzięki - Lucyna spojrzała na mnie z łzami w oczach.
- Cha, cha - roześmiałam się widząc wzruszenie mojej
siostry. Ty płaczesz ze szczęścia, czy z żałości po perełkach? - Zapytałam.
- Przestań - Lucyna wytarła chusteczką wilgotne oczy - o
perłach już dawno zapomniałam. Myślę, że miałaś rację i wcale nie uważam cię za
ciemną babę. Ten wypadek był ostrzeżeniem, więc dobrze, że mi je zabrałaś. Ta
bransoleta jest naprawdę piękna.
- Co jest grane? Zapytał Zbyszek przerywając tę wzruszającą
scenę z udziałem dwóch sióstr. Mieliśmy dziś się radować, a nie płakać - dodał.
Chłopcy przyznali rację ojcu. Wróciliśmy więc do
celebrowania dzisiejszego wieczoru. Resztę czasu spędziliśmy na konsumowaniu
zgromadzonych na stole smakołyków. O dwunastej w nocy, każdy udał się do
swojego pokoju. W całym domu zapanowała cisza. Zbyszek jak to w jego zwyczaju,
usnął od razu a ja jeszcze przez chwilę wróciłam pamięcią do sceny z ogniska.
Czy to możliwe, że połączyłam się wtedy z duchem Antoniny zakładając jej
medalion? Fiołkowy zapach perfum dobrze pamiętam, zresztą Lucyna wyraźnie go
czuła. Czy za każdym razem, kiedy go zawieszę na szyi, ona się pojawi? Nie
dawało mi to spokoju. Wysunęłam się cichutko z pod kołdry i podeszłam do
kuferka. Muszę to sprawdzić - pomyślałam i drżącymi rękami założyłam medalion.
Stałam tak przez chwilę nieruchomo. Na niebie jasno świecił księżyc. Jego
srebrny blask rozjaśniał wnętrze salonu. Mijały kolejne minuty, ale nadal nic
się nie działo. Salonik nie zmienił się jak tamtym razem. Rozglądałam się
wkoło, ale nigdzie nie było kobiety ze zdjęcia. Rozczarowana odłożyłam medalion
na miejsce i wróciłam na sofę. Doszłam do wniosku, że scena z ogniska musiała
być wytworem mojej wyobraźni. Mimo tego, te perfumy nie dawały mi spokoju.
Zmęczona zamknęłam oczy i próbowałam usnąć i w tym momencie poczułam zapach
fiołków. Czy tak było naprawdę? Nie wiem, bo usnęłam.
Rano wstałam wyjątkowo wyspana. Zbyszek był już na nogach, a
na stole w kuchni czekało już na mnie śniadanie i zaparzona w ekspresie kawa.
- Idę po drzewo do kominka – powiedział mąż. Musimy napalić
zanim oni wstaną, bo zimno tu jak cholera – dodał wychodząc z domu.
Byłam teraz sama, nikt mi nie przeszkadzał. Wytężyłam umysł
i próbowałam na swój sposób odtworzyć tamtą scenę z udziałem kobiety ze
zdjęcia.
Tak sobie to wyobraziłam.
Antonina zaprosiła mnie gestem ręki, abym usiadła obok niej.
Z ruchu warg, mogłam odtworzyć co do mnie mówiła.
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
- Wando, nie bądź taka wystraszona - powiedziała z uśmiechem
na ustach, widząc przerażenie w moich oczach. Nic ci nie grozi z mojej strony,
jestem szczęśliwa, że to właśnie ty zamieszkałaś w naszym domu.
Położyła dłoń na
mojej i powiedziała.
- Nie będę często cię niepokoić, bo zdaję sobie sprawę z
tego, że dla ciebie jest to niewyobrażalne, obcować z duchami. Dlatego
postanowiłam, łączyć się z tobą w inny sposób.
Wtedy wstała z otomany i podeszła do toaletki. Zabrała jeden
z flakoników i natarła moje skronie perfumami o fiołkowym zapachu, mówiąc.
- Ile razy, poczujesz fiołki, to będzie oznaczać, że jestem
przy tobie. Jeszcze tylko raz zobaczysz mnie. Przybędę z moją kochaną córką Konstancją,
ale to będzie tylko ten jeden raz, potem nie będę cię już nawiedzać.
////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
Rozbolała mnie głowa, więc przerwałam swoje rozmyślania i
dopiłam kawę.
Czy moja wymyślona wersja mogła być realną? Myślę że tak,
sądząc po wczorajszej nocy, kiedy mimo założonego medalionu nie widziałam
Antoniny, ale czułam zapach fiołków.
Musiałam wyjść na świeże powietrze. Bary zerwał się z
posłania i podążył za mną. Zbyszek właśnie wracał ze stosem drewna do kominka.
Po śniadaniu pożegnaliśmy naszych gości.
Musiałam wrócić do rzeczywistości. Sprzątanie takiego dużego
domu, zajęło mi czas do wieczora. Przysięgłam sobie, że na jakiś czas zapomnę o
Antoninie i Konstancji. Wróciłam w końcu do pisania mojej książki. Jednak nie
mogłam ruszyć z miejsca i wtedy pomyślałam, że mnie też przydałaby się taka bransoleta z
Markazytami.
Postanowiłam oglądnąć jeszcze raz pokoje na górze. Od kiedy
moi synowie, wraz ze swoimi sympatiami urządzili je na swój sposób, starałam
się tam nie zaglądać, by nie naruszać ich prywatności Chciałam sprawdzić tylko
czy wszystko jest w porządku, bo Marcin z Piotrem zapowiedzieli się z wizytą na
koniec tygodnia. Obiecali, że mają dla mnie niespodziankę.
Zajrzałam najpierw do pokoju łososiowego który należał do
Marcina. Ściany wyłożone były tapetą w drobniutkie kwiatuszki na łososiowym
tle. W tej samej tonacji, Agnieszka zamówiła stylowe story i gęsto udrapowaną
śnieżnobiałą firankę. Nawet otomana była wyściełana tym samym materiałem co
story. Całość tego wystroju uzupełniała mała, w kolorze ciemnego brązu
toaletka. Dziewczyna Marcina ustawiła tam niezliczoną ilość mniejszych i
większych puzderek i flakoników z perfumami. W rogu pokoju stał idealnie dobrany
do toaletki kredens. Politurowany blat, Agnieszka ozdobiła porcelanowymi
figurkami baletnic. Za szklaną witryną pysznił się serwis kawowy z motywem
kwiatów. Na kremowym tle filigranowych filiżanek, czerwone maki wyglądały
naprawdę pięknie. Na środku pokoju, młodzi postawili okrągły szklany stolik na
łukowatych złoconych nogach, i dwa drewniane krzesła z miękkim obiciem pasującym
idealnie do otomany.
Usiadłam na jednym z nich i zastanawiałam się, czy tak mógł
wyglądać ten pokój w czasach, kiedy mieszkała
tu Antonina. Może nie było tak, ale myślę, że podobnie. Przeszłam do zielonego
pokoju, który wybrał sobie Piotr. Na tle ciemnozielonej tapety, rozjaśnionej
szerokimi jasnymi pasami, kremowe meble idealnie pasowały. Marzenka
stwierdziła, że skoro ma być tak jak w tamtych czasach, to rezygnuje z szafy.
Odnaleźli z Piotrkiem w jednym ze sklepów ze starociami, duży kufer na ubrania.
Oczywiście nie mogło tam zabraknąć toaletki, która jest marzeniem każdej
kobiety. Zakupili także prostokątny drewniany stolik, ozdobiony ornamentami z
liści i kwiatów. W oknie wisiała krótka, sięgającą do parapetu firanka i jasno
zielone story, fantastycznie upięte po bokach okna i związane szeroką szarfą.
Mały sekretarzyk, dwa krzesła i stojący stary zegar, znakomicie pasowały do
wystroju zielonego pokoju. Uchyliłam lekko okno i udałam się do pokoju Lucyny.
Moja siostra postanowiła, urządzić go na wzór gabinetu.
Chciała w przyszłości tworzyć tu swoje książki. Dlatego stało tam biurko z
niezliczoną ilością szuflad i lampa z kolorowym
mozaikowym abażurem. Na blacie ustawiła stary ozdobny kałamarz, nożyk do
papieru i stojak na pióra. Na ścianie wisiały reprodukcje obrazów. Jeden z nich
oprawiony w złoconą ramę, przedstawiał kobietę z dzieckiem na ręku. Była bardzo
piękna. Jej kruczoczarne włosy, kontrastowały znakomicie z alabastrową
delikatną twarzą i wypukłymi czerwonymi ustami. Dziewczynka, którą tuliła do
siebie kobieta, miała na sobie niebieską sukienkę, obszytą mnóstwem falbanek.
Autor tego obrazu przyłożył wielką wagę do włosów dziecka. Miały jasno - złoty
kolor, a główka dziewczynki tonęła prawie w drobniutkich loczkach.
Drugi z obrazów przedstawiał stary drewniany dworek, stojący
na tle pięknego ogrodu i stawu, po którym pływały śnieżnobiałe łabędzie.
Podobał mi się ten pokoik Lucyny i myślę, że właśnie w tym
miejscu, powstaną same hity literackie napisane przez moją siostrę. Słoneczny
pokój przeznaczony dla gości jeszcze nie został urządzony. Nie miałam jak na
razie pomysłu, jak powinien wyglądać.
Wróciłam z powrotem do salonu, na zegarze była już godzina
czternasta. Musiałam przygotować obiad i wrócić do rzeczywistości.
cdn
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz