Było piękne
słoneczne popołudnie. W tym dniu umówiłam się z przyjaciółką na kawę.
Wybrałyśmy stolik w kawiarnianym ogródku na Krakowskim Rynku.
- Wiesz co
Teresa, ci dzisiejsi faceci są tacy beznadziejni – powiedziałam do
przyjaciółki, odstawiając filiżankę na stolik. Zero romantyzmu, chamstwo i to
zniewieścienie. Gdzie ci mężczyźni z tamtych lat? – Powiedziałam.
- Przestań,
Teresa machnęła ręką na znak, że trochę przesadzam. Może ty jesteś za bardzo
wymagająca. Widocznie nie trafiłaś jeszcze na tego jedynego i tyle –
powiedziała wpatrując się w stronę sąsiedniego stolika. Popatrz, jakie tam
siedzi ciacho – dodała wskazując wzrokiem na chłopaka, który rozmawiał przez
telefon.
- Daj spokój,
zwykły facet, nic szczególnego – stwierdziłam.
- Jak tak
będziesz przebierać, to w końcu zostaniesz starą panną – stwierdziła Teresa.
Koleżanka
miała rację, żaden poznany przeze mnie chłopak nie odpowiadał moim wymaganiom.
A to był za głupi, albo za mądry, za gruby, za chudy itd. Szukałam takiego, co
by odpowiadał mi intelektualnie i był oczywiście przystojny. Ale wciąż nie
mogłam znaleźć odpowiedniego partnera. Wróciłam do domu sfrustrowana i usiadłam
przy komputerze.
Kiedyś tak dla
zabicia czasu, założyłyśmy sobie z koleżankami, konta na portalu randkowym.
Właściwie, to
już o tym zapomniałam, ale tak dla zabicia czasu, postanowiłam sprawdzić, co tam się dzieje.
Oczywiście
adoratorów było wielu, jak to bywa na takich portalach, i nieźle się ubawiłam
czytając niektóre wpisy.
Byli tam
mężczyźni, dużo młodsi ode mnie, szukający zapewne przygody wdowcy,
rozwiedzeni, oczywiście jak zwykle to bywa, nie ze swojego powodu,
zakompleksieni, nieśmiali i starsi panowie, szukający partnerki do towarzystwa.
Uśmiałam się z jednej oferty, którą wysłał do mnie rolnik z małej
podkrakowskiej wsi.
Cześć, mam
na imię Józef i mieszkam na wsi. Posiadam duży dom i trzydzieści hektarów
ziemi. Szukam kobiety, która zamieszka ze mną i pomoże mi w prowadzeniu
gospodarstwa. Muszę się pochwalić, że mam sześć krów, dwa konie i trzy maciory.
Mam trzydzieści lat i jestem kawalerem. Zapewniam, że potrafię zadbać o
kobietę, która urodzi mi co najmniej piątkę dzieci, bo ktoś parzcież musi
przejąć ode mnie pole z całym inwentarzem.
He, he, ale mi
się trafił kawaler do wzięcia – pomyślałam ubawiona. On tak po prostu,
szuka taniej siły roboczej i chce
zapłacić za to krowami, świnkami, jak arab, który za żonę daje wielbłąda. I nie
miałam racji, mówiąc Teresie, że faceci są beznadziejni. Józek wysyłając do mnie te ofertę nie
wiedział, że wieś kocham, ale tylko na urlopie. Nie znoszę pracy w polu, a już
opieka nad inwentarzem, to ostania rzecz którą chciałabym robić w życiu i
jeszcze ta piątka dzieci, hi, hi. Jednak mimo wszystko, życzę mu, żeby znalazł
sobie w końcu odpowiednią partnerkę, bo rozbawił mnie tą swoją szczerością.
Skasowałam maila od niego i przeszłam do dalszych ofert.
Zatrzymałam
się przy kolejnym wpisie i dokładnie przyjrzałam się zamieszczonym zdjęciu.
Kurcze, znam
tego chłopaka – powiedziałam sama do siebie. Czyżby to był Marek Brocki?
Chodziłam z nim do podstawówki. Aż mnie zatkało, jak się zmienił.
Pamiętam jak
się w szkole naśmiewałam z niego. Mało tego, że był okropnie chudy, to jeszcze
pryszczaty, ale ciuchy miał markowe, bo pochodził z zamożnej rodziny.
Przypomniałam sobie, jak wyśmiałam kiedyś jego nowiutkie adidasy, które ubrał
sobie, do krótkich spodenek. Przy jego chudych jak patyki nogach, wyglądał jak
myszka Miki.
Zajrzałam na
jego galerię zdjęć. Marek wyrósł na super przystojnego faceta. Dobrze
zbudowany, świetnie ubrany, zrobił na mnie niesamowite wrażenie.
Przeczytała
list od niego.
Cześć Majka,
pamiętasz mnie? Chodziliśmy razem do szkoły podstawowej. Jak zobaczyłem twoje
zdjęcie, to aż się zdziwiłem, co taka dziewczyn tu szuka – pisał.
Napisałem
do Ciebie, bo organizujemy spotkanie klasowe, na które chciałem Ciebie też
zaprosić. Co do daty i miejsca, zawiadomię Cię w odpowiednim czasie, jeśli
oczywiście jesteś zainteresowana.
Dotarłem
już do dziesięciu osób z naszej podstawówki i dostałem potwierdzenie od nich,
że są chętni. Czekam na Twoją decyzję.
Pryszczaty
Marek.
Jeszcze raz
przeczytałam wiadomość od niego i przejrzałam zdjęcia. Wstyd mi było, jak się
podpisał.* Pryszczaty Marek* Tak go wtedy przezywałyśmy z powodu trądziku,
który pokrywał prawie całą jego twarz. Ale przecież to było tak dawno, i nie
tylko ja wyśmiewałam się z niego – pomyślałam na swoje usprawiedliwienie.
Postanowiłam
mu odpisać. Spodobała mi się propozycja spotkania ze znajomymi z dzieciństwa. Ciekawa byłam jak
teraz wyglądają, bo szkolę podstawową skończyliśmy piętnaście lat temu. Nie
zastanawiając się długo napisałam.
Cześć Marek.
Fajnie, cię
widzieć po tylu latach. Na portalu randkowym znalazłam się tak dla żartu. Wraz
z koleżankami wpadłyśmy na ten idiotyczny pomysł z nudów. Ale i ja się dziwię,
co ty tu robisz? Mimo wszystko nie żałuję, że się tu załogowałam i pomysł na
spotkanie bardzo mi się podoba. Wpisz mnie na listę i daj znać kto będzie.
Zarozumiała
Majka.
Do wieczora,
co jakiś czas sprawdzałam, czy odpisał, ale nie było żadnej wiadomości.
Na drugi
dzień, będąc w pracy, jeszcze raz zajrzałam na moją pocztę. Jest odpowiedź –
szczerze się ucieszyłam i przeczytałam maila od niego.
Hej,
zarozumiała Majka.
To dobrze,
że się zdecydowałaś mi odpisać, bo pamiętam jak w czasach naszych młodzieńczych
lat, nieszczególnie mnie tolerowałaś, a ja podkochiwałem się w tobie na zabój,
zresztą nie tylko ja, he, he. Ale to już było i szkoda wracać do tego. Fajnie,
że będziesz na spotkaniu i dam Ci znać jak już pisałem wcześniej, o terminie.
Marek.
Od tego czasu,
zaczęliśmy do siebie, systematycznie pisać. Dowiedziałam się, że skończył
Polonistykę i pracuje jako nauczyciel w średniej szkole. Nadal jest kawalerem i
jego największą pasją są góry. Wysłał mi plik zdjęć z pieszych wycieczek, a
było tego sporo. Nagle stwierdziłam jak wiele nas łączy. Dobra muzyka, wypady w
góry, to także moje zainteresowania. Na wszystkich zdjęciach, wyszedł naprawdę
dobrze. Wysportowany, świetnie opalony i na dodatek dobrze wykształcony.
Dlaczego jest sam? Pomyślałam.
Z
niecierpliwością oczekiwałam wiadomości od niego, o spotkaniu klasowym. W końcu
nadszedł ten dzień. Mieliśmy spotkać się w jednym z krakowskich pubów.
Przeszukałam
całą szafę z ciuchami i stwierdziłam, że nie mam się w co ubrać. A to już
jutro, co ja zrobię, przecież musze sobie coś kupić – myślałam gorączkowo.
Zaraz po pracy, rzuciłam się w wir zakupów. Na szczęście było lato, więc
potrzebowałam tylko jakiejś szałowej kiecki. Po trzech godzinach chodzenia po sklepach
trafiłam w końcu na piękną kremową sukienkę, ozdobioną wzorem w duże czerwone
maki. Ekspedientka, podała mi ją do przymierzenia.
- Ślicznie
pani wygląda – powiedziała dziewczyna. Ta suknia, leży na pani jak na modelce –
dodała.
Faktycznie,
nieźle mi w niej było. Była dopasowana dobrze do ciała i miała niewielki
dekolt, oraz, fantazyjne falbanki, zamiast rękawów. Bez namysłu zapłaciłam za
nią i wyszłam ze sklepu w świetnym humorze. Teraz tylko buty i koniecznie
fryzjer, bo z takimi odrostami, nie mogę się pokazać na spotkaniu.
Umówiliśmy się z Markiem na Starym Rynku w
Krakowie, pod pomnikiem Mickiewicza o godzinie siedemnastej. Zwolniłam się z
pracy, żeby mieć więcej czasu na przygotowania do spotkania.
Kiedy już
zrobiłam się na bóstwo, z bijącym sercem wsiadłam do autobusu.
Na Rynku jak
zwykle o tej porze, tętniło życie. Powoli zbliżałam się do celu i w tłumie
turystów, wypatrywałam Marka.
- Witam panią
– usłyszałam za sobą męski głos.
Odwróciłam się
do tyłu i zobaczyłam Marka Mój kolega ze szkoły, zrobił na mnie piorunujące
wrażenie swoim wyglądem.
- Dzień dobry
– powiedziałam. A gdzie są pozostali? Zapytałam.
- Mamy jeszcze
trochę czasu, dopiero za piętnaście piąta, na pewno zaraz się zjawią. A co....
ja ci nie wystarczę? Zapytał uśmiechając się serdecznie, eksponując
śnieżnobiałe uzębienie, na które zwróciłam szczególna uwagę, z powodu
skrzywienia zawodowego, bo z wykształcenia, jestem stomatologiem.
- Nie
pochlebiaj sobie – odpowiedziałam niezbyt grzecznie. Nie tylko dla ciebie tu
przyszłam, prawda? – dodałam, udając, że mało mnie obchodzi jego osoba.
- A jednak
niewiele się nie zmieniłaś, hi, hi. Ta sama zarozumiała i butna Majka, jak
kiedyś – powiedział rozbawiony moją wypowiedzią. O!... jest Krzysiek! Zawołał i
pomachał ręką, w stronę rozglądającego się mężczyzny.
- Dzień dobry
– przywitał się Krzysztof. No... Majka, dobrze wyglądasz, podpisałaś pakt z
diabłem? Bo upływający czas, jakoś się dla ciebie zatrzymał – powiedział.
- Dzięki za
komplement – odparłam.
- Patrzcie!
Czy to nie jest Gośka? Zawołał Marek.
Miał rację, to
była Gosia. Chodziła ze mną do tej samej klasy. Marek z Krzyśkiem, byli starsi
o rok od nas i znaliśmy się tylko, ze szkolnych imprez.
Powoli zaczęli
pojawiać się, następni uczestnicy naszego spotkania. W sumie było nas, osiem
osób. Po odczekaniu, przysłowiowego studenckiego czasu, czyli piętnastu minut,
udaliśmy się do wskazanego przez Marka Pubu.
Kelner
zaprowadził nas do zarezerwowanego wcześniej, przez kolegę stolika i podał
kartę dań do wglądu. Każdy zamówił sobie coś według swojego uznania. Panowie,
dodatkowo poprosili o piwo, a my kobiety, po lampce wina. W tym dniu, dopisały
kobiety. Było nas pięć, a panów trzech.
- Majka – ale
ten Janek się zmienił, całkiem łysy i
ten piwny mięsień - szepnęła mi do ucha Grażyna. I pomyśleć, że kiedyś był obiektem moich
westchnień – dodała chichocząc.
- Przestań –
syknęłam. Jeszcze usłyszy i będzie mu przykro – skarciłam koleżankę.
- A co wy tam
kobietki knujecie? Zapytał Marek.
- Mamy swoje
tajemnice – odpowiedziałam.
Wieczór był
wyjątkowo udany. Wspominaliśmy szkolne czasy, naszych nauczycieli i zabawne
zdarzenia, z tego okresu.
Marek był
najbardziej aktywny na naszym spotkaniu, buzia mu się po prostu nie zamykała.
- Pamiętacie,
jak zamknęliście mnie w szkolnej toalecie? Zapytał. Dopiero po godzinie,
zostałem uwolniony, przez naszego woźnego.
- Oczywiście,
że pamiętam to zdarzenie, bo to był mój pomysł. Sorry, ale tylko ty miałeś
zadanie z chemii i nie dałeś odpisać, dlatego zamknęliśmy cię w ubikacji.
- Faktycznie,
teraz widzę, że nie byłem zbyt koleżeński, hi, hi.
- Strasznie
jesteś pamiętliwy – powiedział Krzysiek. Chyba przyznasz, że byłeś strasznym
kujonem, a my takich nie tolerowaliśmy, stąd nasze złośliwości wobec ciebie –
dodał, dopijając piwo.
Potem panowie
przeszli na tematy typowo męskie, a my z dziewczynami rozmawiałyśmy o modzie
i naszym obecnym życiu.
Kątem oka,
widziałam, jak Marek ukradkiem mnie obserwuje.
Spotkanie
przebiegało w miłej atmosferze do chwili, kiedy zapylałam Marzenę, która
była przewodniczącą w naszej klasie, co
u niej? Dziewczyna rozpłakała się, a ja
żałowałam tego pytania. Okazało się, że od roku jest wdową. Jej mąż zginął w
wypadku samochodowym. Przytuliłam ją i próbowałam jakoś uspokoić.
- To przykra
wiadomość – powiedziałam przytulając ją do siebie. Z całego serca ci współczuję
– dodałam.
- Dzięki –
odparła koleżanka, wycierając zapłakane oczy. Nie mogę sobie dać rady, ciągle o
nim myślę – dodała wyciągając z torebki fiolkę z jakimś lekarstwem. To na
uspokojenie – wyjaśniła popijając małą niebieską tabletkę wodą mineralną.
Wszyscy
obecni, nagle zamilkli. Próbowałam jakoś rozładować napięcie mówiąc.
- Wiem jak
cierpisz, ale życie toczy się dalej, a czas leczy rany – powiedziałam. Musisz
wziąć się w garść, bo takie rozpamiętywanie tej tragedii niczego nie zmieni.
Myślę, że twój mąż nie chciałby, byś tak bardzo to przeżywała – dodałam
głaszcząc ją po ramieniu.
- Tak, tak,
próbuję jakoś się pozbierać, ale trudno mi to przychodzi. Przepraszam was
wszystkich, że zepsułam wam nastrój. Nie powinnam tu przychodzić – powiedziała wstając z krzesła.
- Daj spokój – wtrącił się Krzysiek. Cieszymy
się, że jesteś z nami i szczerze ci współczujemy. Dobrze, że to z siebie
wyrzuciłaś – dodał.
Byłam mu
bardzo wdzięczna za te słowa. Marzena uspokoiła się, a my szybko zmieniliśmy
temat.
Zrobiło się
późno i powoli zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Wymieniliśmy między sobą
numery telefonów i adresy mailowe, i postanowiliśmy utrzymywać ze sobą
kontakty.
- Gdzie
mieszkasz? Zapytał Marek, kiedy wyszliśmy z Pubu.
- W Podgórzu –
odpowiedziałam.
- Zaparkowałem
tu niedaleko samochód, jeśli chcesz to mogę cię odwieźć do domu – zaproponował
- To dobry
pomysł – odpowiedziałam. Tak mnie otarły buty, że ledwie idę.
Na całe
szczęście samochód Marka stał kilka ulic dalej. Z wielką ulgą wsiadłam do auta
i zdjęłam moje nowiutkie czółenka, które prawie zmasakrowały mi stopy.
- Planuję
wypad w góry – powiedział Marek, zatrzymując samochód pod moim domem. Może
wybrałabyś się ze mną w ta niedzielę? Zapytał.
- Przykro mi,
ale mam już inne plany – odpowiedziałam kłamiąc jak z nut.
- Szkoda, ale
gdybyś zmieniła jednak zdanie, to wiesz gdzie mnie szukać – powiedział wsiadając do samochodu. Do zobaczenia,
krzyknął przez uchylone okno i odjechał.
Co on sobie
wyobraża? Pomyślałam otwierając drzwi do mieszkania. Jeśli myśli sobie, że
tak szybko
mnie zdobędzie, to jest w błędzie.
- Odmówiłaś
mu? Teresa aż krzyknęła do słuchawki, kiedy do niej zadzwoniłam. Ty chyba
dziewczyno żartujesz. Taki fajny facet i na dodatek prawdopodobnie wolny.
Zupełnie cię nie rozumiem – dodała.
- Trzeba
zachować jakieś pozory – próbowałam się tłumaczyć. Nie mogę, tak zaraz po
pierwszym spotkaniu, dać mu za dużo do myślenia. Owszem przyznam, że nie jest
mi obojętny, ale bez przesady. Jeśli zależy mu na mnie, to sam się odezwie –
powiedziałam stanowczo.
Nie odezwał
się.
Mijały kolejne
dni, a ja nie miałam żadnych wiadomości od niego. Byłam wściekła na siebie i
parę razy miałam ochotę do niego zadzwonić, ale coś mnie jednak wstrzymywało.
Opłaciło się czekanie, dostałam w końcu smesa
Cześć
Majka, co u ciebie? Napisał.
Po staremu.
– odpisałam zdawkowo.
Mam
zaproszenie do kolegi na grila, może wybrałabyś się ze mną w tą sobotę?
Zastanowię
się – odpisałam. Dam ci znać.
Okey,
czekam na wiadomość.
Tym razem nie odmówiłam. Impreza odbyła się u
jego przyjaciela niedaleko Krakowa. Było naprawdę przyjemnie. Marek cały wieczór nie odstępował mnie na
krok, a kiedy wziął gitarę i zaczął grać, poczułam motylki w brzuchu. Gospodarz
zaproponował nam nocleg. Dla przyzwoitości, poprosiłam o osobny pokój. Noc była
wyjątkowo ciepła, więc wyszłam na zewnątrz podziwiać gwiazdy.
- Czekasz na
spadająca gwiazdę? Usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam się
za siebie, a on stał tuż za mną, ze swetrem w ręce.
- Zrobiło się
trochę chłodno – powiedział otulając mnie szczelnie. Zadowolona jesteś z
wycieczki? Zapytał siadając obok mnie.
- Tak Dobrze,
że mnie tu zabrałeś – powiedziałam całkiem szczerze. Wybacz moją ciekawość,
masz kogoś?
- Miałem, ale
to już przeszłość – odpowiedział. Po prostu nie nadawaliśmy na tych samych
falach. A ty? Zapytał.
- Jak widać
nie, skoro jestem tu z tobą – powiedziałam. Gdzie się nauczyłeś tak ładnie grać
na gitarze? Zapytałam.
- Stare czasy.
Rodzice wysyłali mnie na lekcje gry na pianinie, ale nic z tego nie wyszło.
Wolałem grę na gitarze, więc odpuścili. W liceum założyliśmy nawet z kolegami
zespól. Jednak potem nasze drogi się rozeszły. Powiedz mi Majka, jak to jest?
Spotkaliśmy się po tylu latach, czy to nie dziwny zbieg okoliczności? Zapytał.
- To prawda,
też o tym pomyślałam, myślę, że zapisane jest to w gwiazdach – powiedziałam
patrząc w niebo.
- W takim
razie, skoro wyczytałaś to z gwiazd, czy
mogę liczyć na następną randkę – zapytał, patrząc mi głęboko w oczy.
- Hi, hi, nie widzę przeszkód.
Mój kolega z
podstawówki, objął mnie swoim ramieniem i odprowadził do pokoju. Przed drzwiami
zapytał.
- Czy mogę......?
- Możesz – przerwałam mu w pół słowa.
Ten pocałunek
uświadomił mi, że to jest właśnie ten mężczyzna, na którego czekałam tyle lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz